czwartek, 15 września 2011

Staary! - mówię do niego. To nie jest...jakieś tam piwo, to Miller!

Tak, każdemu zainteresowanemu, zaczynam mówić o swoim uwielbieniu do Miller`a. Pomijając smak (który i tak jest nie do pobicia), ma cechy piwa, które je wyróżniają wśród silnej i licznej konkurencji. Po pierwsze: piękna butelka. Zgrabna, smukła, ale nie 'patykowata' (podpada pod neologizm?). Bezbarwna, widać wspaniały kolor piwa. Kolor, to po drugie. Intensywnie złocisty, taki jaki być powinien. Po trzecie: pojemność. 330 ml, to idealna ilość aby delektować się doskonałym smakiem, takim samym na początku jak i na końcu butelki. Świetnie leży w dłoni. I, jak powiedział Paweł, dobrze się z nim wygląda. ;> Logo - mistrzostwo świata! Tylko cena - i tu jest zgrzyt. 4,5 zł za butelkę?! Kurde faja... Nic nie poradzę. Bolesna i kosztowa będzie próba 'nawalenia' się tym piwkiem. Ale warto spróbować (wypić, nie nawalić się, chociaż, jak kto woli...), naprawdę, warto. Idę po mojego!
P.S.
Generalnie jestem zagorzałym przeciwnikiem zdjęć z alkoholem w roli głównej, albo nawet jako 'postać' drugoplanowa. Gotów szydzić ze śmiałków, którzy w fotograficznym szale, wrzucają na 'fejsa' (itp. portale) zdjęcia z butelką w ręce, ustach, nodze i czym tylko się da. Choć, butelka w nodze wzbudziłaby u mnie lekki podziw, może nawet uznanie, dla...prawo/lewo-nożnego osobnika. Chętnie coś takiego zobaczę. Ale to Miller. Nie jakiś chłam. Może już nawet kultowy, razem z Corona`ą Extra... Także, proszę o wybaczenie, że ośmieliłem się wypluć tak kiczowaty tematycznie post, Miller to wyjątek. Ten jedyny raz.
See ya!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz