czwartek, 15 września 2011

Mała rocznica.

15 września 2011, minął rok. Rok od mojego pierwszego, póki co - ostatniego, koncertu Tokyo Ska Paradise Orchestra. Było to jedno z moich życiowych marzeń, zobaczyć całą bandę na żywo. Dzięki uprzejmości jednej osoby, a niezłomności drugiej, udało się dotrzeć do Berlina i odhaczyć jedną z pozycji na liście życiowych celów. Dzięki kolejnym dwóm osobom, owy koncert stał się wydarzeniem, którego nie sposób zapomnieć. Pierwsza z nich sprawiła, że wiedziałem, jeszcze przed koncertem, iż nie może być lipy. Stoję pod wejściem do sali, a za ogrodzeniem - perkusista. Ćwiczy sobie! Myślę, mówię: no nie! Nie może być! Jedna z pierwszej dwójki dobroczyńców (nadążacie? ;>), namówiła mnie na podejście i zapytanie o możliwość zrobienia...I proszę! Oto ja i pałker TSPO, jak się ładnie szczerzymy. ;> Druga osoba z drugiej dwójki (;>) pomogła zakończyć ten wieczór z przytupem - jak dla mnie. Czym był przytup? Ano tym:Kto był darczyńcą? On:Niespotykanie miły, ciepły i otwarty człowiek. Osobisty fotoreporter TSPO, zawsze z nimi, zawsze przy nich. Po wyjściu przed budynek, w którym odbył się koncert, po krótkiej rozmowie, okazało się, że pamięta polskich fanów sprzed roku. Kojarzy ich bardzo pozytywnie. :) Niezapomniany dzień, niezapomniany koncert, niezapomniani ludzie!
Pozdro 600!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz