wtorek, 13 września 2011

Frykasy, ananasy, MAŁPOLUDKU! ]:->

I masz! Zachciało mi się łososia. Chodził za mną dobry tydzień, albo i dłużej. Stało się, wylądował filet, bez skóry. Piękny, jędrny, świeży. No to już! Dawaj go do marynaty (sos sojowy, miód gryczany, ocet balsamiczny, oliwa, żadnych innych przypraw, ni soli, ni pieprzu, NIC!, z samej marynaty wychodzi przepyszny), a potem na patelnię go, niech się smaży - zasłużył sobie!, ale nie za długo, w sam raz! Ale co? Sam łosoś? Nie, jakaś zielenina do niego i wypełniacz. Padło na sałatę lodową z pomidorami i placki z cukinii. Do placków drugie podejście, dużo bardziej udane. Wyszły smaczniejsze, bardziej zwarte, ładniejsze. Potrzebowałem takiego jedzenia. Treściwe, zdrowe i co najważniejsze, smaczne.


Muzyczka do szamy:


MacieJ,
Pozdro666!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz