piątek, 16 września 2011

Dla jednych ścierwo, dla drugich rarytas - wołowina.

Różnie, różni ludzie na nią patrzą. Z obrzydzeniem, uwielbieniem, zobojętnieniem - wołowina. Szanuję wszystkie spojrzenia. Dla mnie - czarna magia, do niedawna. Zawsze bałem robić się cokolwiek z wołowiny. Bo wyjdzie surowa, przesmażona, za twarda, gumiasta, obrzydliwa w ogóle. Lecz, przyszedł czas na mnie. Moją małą inicjację kulinarną. Jest stek, jest patelnia, jestem ja. No, to na oliwę 'stejka' i jedziemy z koksem! Jak na pierwszy raz, jestem zadowolony, lekko nawet spełniony. Efekt końcowy - zadowalający. Umiarkowanie twarde, na pewno nie krwiste ani pół-krwiste. Smaczne. Ma smak samo w sobie. Zdecydowany, lekko szlachetny(?). O niebo smaczniejsze od 'kurczoka' Ale nie tak 'zdrowe' jak drób. Dobre urozmaicenie na talerzu. Smakami, aromatami, KUCHNIĄ (!) trzeba się bawić! To doznanie, za każdym razem inne w pewnym stopniu, a ja chcę się bawić. Jak tylko mogę, w kuchni też. A ile satysfakcji z tego. Podana z sosem na bazie Porto, sosem miętowym i owocem granatu. Macie foty i koniec mojego badziewnego smędzenia.

4 komentarze:

  1. Regularny Maciej Okrasa na urlopie!

    OdpowiedzUsuń
  2. ;> Spoko, spoko. Choć, Okrasa na tle Bourdain`a, a także Makłowicza, wypada mało wyraziście.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko fajnie, tylko dlaczego jedzenie na podłodze? Następnym razem i w tym temacie się postaraj;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet mi nie mów, zawsze brakuje dobrego, jasnego miejsca do zdjęć. Przydałaby się biała plansza do robienia zdjęć jedzenia.

    OdpowiedzUsuń